Ona i On

Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy….?!

Koniec roku sprzyja refleksjom. Podsumowaniom, tudzież przemyśleniom tzw. “ogólnożyciowym”. Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami swoim tekstem, który powstał już jakiś czas temu, ale myślę że nadal jest aktualny. Tym razem, pada kluczowe pytanie: “Gdzie ci mężczyźni?! No gdzie te chłopy?!”. Oczyma wyobraźni już widzę tłum rozzłoszczonych kobiet, które wykrzykują właśnie to hasło. I idę o zakład, że zawsze znajdą się takie, które będą uważały, że “prawdziwych facetów” po prostu nie ma. A może to my, drogie Panie, takimi ich “ulepiłyśmy”? Jeśli jesteście ciekawi mojego punktu widzenia, zapraszam do lektury.

Jakiś czas temu znalazłam w Internecie wywiad z psycholog, Ewą Woydyłło. Nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że dotyczył relacji damsko- męskich. Jak można się domyślić, temat zawsze na czasie, zabrałam się więc ochoczo do lektury. Po przeczytaniu całości nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby nie napisać riposty, skomentować i podzielić się tym w Wami, drodzy Czytelnicy. 

Wspomniany wywiad wywołał w pamięci często w przeszłości słyszane słowa: „zobaczysz, jak będziesz miała męża to …”, „jeszcze się przekonasz jak to jest”, i tym podobne. Chciałoby się rzec; „och, spójrz, niesamowite, mam męża, i jednak jest jakieś inne wyjście niż to, co mówisz.” Czy wszyscy mężczyźni są naprawdę tacy źli? Czy to po prostu musi tak już być? Czy magiczne słowo ZAWSZE naprawdę tak dobrze funkcjonuje? Zacznijmy od początku. Sama jakiś czas temu bardzo mocno zastanawiałam się nad problemem. Czy rzeczywiście to kobieta ma w sobie większe poczucie obowiązku, i z domu wyniesione  przekonanie, że nie powinna za bardzo domagać się swoich oczywistych praw, np. do szacunku? Czy mężczyźni skupieni są tylko na sobie i prędzej czy później(a najczęściej później) na jaw wyjdą zachowania dyktowane ich wyolbrzymionym ego? I, ostatecznie, czy wobec takiego zachowania kobieta jest bezbronna i nic nie może zrobić? Czy to zawsze na głowie kobiety leży prowadzenie całego domu i mąż nie może jej w tym pomóc, bo przecież „ciężko pracuje?” Oczywiście, nie twierdzę,  że po ziemi chodzą same ideały, bo owszem, historii nadużyć jest mnóstwo, jednak w odpowiedzi na psychologiczny punkt widzenia, chciałabym przedstawić chrześcijański (a w dodatku warto wiedzieć jak na co dzień „radzić sobie” w tych naszych relacjach, bo faktycznie, to wcale nie jest takie oczywiste). Zacznijmy od tego, że  nad wszystkimi ludźmi a więc i  naszymi wyborami czuwa Pan Bóg. („Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich” – Ef 4,6). W trudnych sytuacjach (do których nieraz należą też te ze współmałżonkiem), nie zawsze mamy odruch aby pytać Boga o to, co mamy robić. Wyda się to banalne, ale w gruncie rzeczy powinna być to podstawa naszych działań. Świetnie ujmuje problem ks. D. Chmielewski: „Bardzo często nie potrafimy słuchać Bożego głosu, wolimy czuć się panami swojego życia. Jesteśmy zbyt dumni i zbyt pyszni, żeby pytać Boga, żeby pytać innych ludzi, których podsyła nam Pan Bóg: Co mam zrobić? Jaką decyzję podjąć?” (D. Chmielewski „Jego miłość cię uleczy”). Takie pytanie Boga o to, co myśli, powinno być dla nas czymś normalnym (zwłaszcza w ważnych decyzjach, jak np. dotyczących wyboru współmałżonka) a chyba rzeczywiście przyznać trzeba, że zazwyczaj nie jest. Mało tego, cytowany autor mówi, że poleganie tylko na swoich siłach, a więc ufanie swojemu intelektowi, błyskotliwości, sprytowi, i tylko im, jest źródłem przekleństwa. Trudno więc liczyć na szczęśliwe i udane życie gdy ktoś odrzuca autorytet Boga. Wtedy problemy rosną do rangi ogromnych i może wydawać się, że rzeczywiście nie można już nic zrobić.

W tym miejscu zostawiam ku refleksji. Ciąg dalszy nastąpi.

Zwykła mama, żona niezwykłego męża, wdzięczna Temu na Górze za to co mam. A mam milion pomysłów na minutę i ogromny apetyt na więcej. Welcome to my place 😎

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *