Kącik językowy,  Kultura

“The Nanny” by Melissa Nathan

Zacznijmy od tego, że książka zebrała mnóstwo świetnych recenzji. Ale wiadomo, jak to z opiniami bywa, trzeba wyrobić sobie własną, bo o gustach się nie dyskutuje. Tak więc, śmiało mogę powiedzieć, że popieram te wszystkie pozytywne zdania na temat książki autorstwa Melissy Nathan. Nie pamiętam, w jaki sposób do niej dotarłam, prawdopodobnie polecił mi ją ktoś z bliskich, być może była to moja własna siostra 😎. Pamiętam za to, że udało mi się znaleźć wersję anglojęzyczną i oczy mi się zaświeciły – czytanie w oryginale ma to do siebie, że …………jest po angielsku – brytyjsku👑😎 (w tym przypadku oczywiście 😉 ) i właśnie to tak mnie przyciągnęło. Jak się okazało, język łatwy, lekki, przystępny. Nic, tylko czytać 🥰😍Historia opowiada o młodej dziewczynie , Jo, która mieszka od urodzenia w małym miasteczku w Anglii, nieopodal Londynu. Właśnie kończy 23 lata i ma ogromne poczucie, że COŚ idzie nie tak. Wie, że COŚ musi zmienić, ale nie wie co, więc postanawia wyjechać z rodzinnej miejscowości i podjąć pracę jako niania w Londynie. Robi to wbrew swojemu “długoletniemu” chłopakowi i rodzicom, którzy, jak się okazuje, mieli gotowy plan na jej przyszłość. Trafia do rodziny, która z pozoru może wydawać się nieco “dysfunkcyjna” – czworo,a właściwie pięcioro dzieci, i małżeństwo: Vanessa i Dick Fitzergald. Obydwoje piękni, zadbani, można by rzec – z klasą. Jo o mało oczy nie wychodzą z orbit, kiedy przestępuje próg ich domu: wyposażenie mieszkania robi na niej ogromne wrażenie. Do tego stopnia, że w odpowiedzi na to, czy chciałaby o coś spytać, pierwsza rzecz która jej się nasuwa to: “czy będę mogła oglądać tutaj telewizję? Czy mogę przyprowadzić tu swoich rodziców na telewizję? Czy mogę przyprowadzić tu całą moją wioskę na oglądanie tv?” 🤣 (jak można się domyślić, tv jest ogromnych rozmiarów). Mało tego, Fitzergaldowie, to małżeństwo które nie prowadzi klasycznej kłótni “za zamkniętymi drzwiami”, tylko stosując mniej lub bardziej subtelne aluzje, kłóci się “publicznie” – gra słów i komizm sytuacji to po prostu pierwsza klasa. Również dla Jo – która nigdy w życiu nie wiedziała, że w ten sposób można się zachowywać, co podsumowuje zgrabną myślą; “so much lo learn”. Dzieci okazują się być istnymi indywiduami, na deser natomiast spada Josh – najstarsze – bo “tylko” dwudziestopięcioletnie dziecko rzeczonej rodzinki. Jego pojawienie się od początku zwiastuje chyba największe kłopoty dla Jo. Zdradzę tylko, że początek ich znajomości nie napawa optymizmem, a Jo otrzymuje przydomek “Mary Popins”, co rzeczywiście częściowo do niej pasuje (polecam pamięci wpis pt. “Czy Wy też tak macie?” – http://kobietazdusza.pl/?p=155 ). Koniec końców, wszystko układa się fantastycznie, a książka naprawdę wciąga. Lekka, ZABAWNA i przyjemna. W sam raz na luźne popołudnie.

Polecam

Kobieta z Duszą ❤

Zwykła mama, żona niezwykłego męża, wdzięczna Temu na Górze za to co mam. A mam milion pomysłów na minutę i ogromny apetyt na więcej. Welcome to my place 😎

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *